Beskidy Zachodnie:
Beskidy Środkowe:
Beskidy Lesiste:
Pozostawało nam już tylko 9 km do zakończenia szlaku, ale łącznie 17 km do Rabki-Zdrój skąd można było złapać autobus do Krakowa. W Mszanie Dolnej nad ranem obudził nas szum deszczu. Nieciekawie, ale z nadzieją na wypogodzenie. Po chwili przestało padać, lecz z balkonu widać było kotłujące się chmury nad górami. Mogłoby już w ogóle nie padać, a mgła pozostać, gdyż ten klimat przypadł mi do gustu najbardziej. Monitor burz dał nam sygnał o wyładowaniach atmosferycznych w pobliżu i o kierowaniu chmur w naszą stronę. Sytuacja w górach zmienia się jednak bardzo szybko i po dłuższej chwili pojawił się optymizm. Drugi dzień trasy człowieka we mgle można było zacząć po godzinie 8:00, by przed godziną 11:00 stanąć na szczycie Lubonia Wielkiego i ukończyć Mały Szlak Beskidzki.
Luboń Wielki (1022 m n.p.m.) to najwyższy szczyt Małego Szlaku Beskidzkiego i cały 9 km odcinek, z małymi wyjątkami, biegnie pod górę. Z Mszany Dolnej przez ok. 6 km trasa prowadzi odkrytymi polami, a ostatni km pokryty jest lasem. Tereny leśne chronione są tu dzięki utworzonemu w 1970 r. rezerwatowi przyrody Luboń Wielki. Na szczycie góry zlokalizowane są: schronisko z 1931 r. i nadawcza stacja radiowo-telewizyjna.
Ruszamy na szlak, ale po odejściu kilkunastu metrów cofamy się pod dach. Deszcz jednak po minucie przestaje padać i dokonujemy drugiej próby, tym razem skutecznej. Po kilkunastu minutach marszu kolejna mała chmurka zrzuca wodę, ale jest to dokładnie kopia poprzedniego zjawiska i po chwili przestaje padać. Deszcz nie pojawia się już do końca dnia, a za to przybywa dużo gęstej mgły. Jest cudownie, ale z wierzchołka Lubonia Wielkiego i tak nic nie zobaczymy. Coś za coś. Idziemy w kierunku góry, mijając Przełęcz Glisne, a za nią zaczyna się poważna sprawa- śliskie podejście pod ostatni szczyt. Ogólnie wygląda to podobnie jak pod Lubogoszczem z tą różnicą, że jest tu nierówno i momentami należy mocno zapierać się kijkami lub użyć rąk i pomocnych drzew oraz kamieni. Nie czujemy zbyt dużego zmęczenia, ale chyba działa już pewne doświadczenie, bo trudny Żar doprowadzał do większej zadyszki niż ta kończąca szlak góra. Jesteśmy na szczycie Lubonia Wielkiego i chciałoby się powiedzieć coś o pięknych widokach. One na pewno tu są, ale tym razem za potężną mgłą, która nawet nie myśli ustąpić. Ledwo co widać schronisko i nadajnik. Nie ma tu też jedzenia i picia, więc nie ma też zaplanowanego odpoczynku przy kawie. Zamknięte schronisko powoduje, że możemy sobie posiedzieć na zewnątrz, przy wodzie.
Zdobycie Lubonia Wielkiego kończy naszą przygodę z Małym Szlakiem Beskidzkim, ale nie kończy dnia, bo do bazy autobusowej w Rabce-Zdrój mamy jeszcze ok. 8 km, a ze szczytu trzeba jakoś zejść. Do wyboru mamy trzy szlaki: żółty- niepolecany przy zejściach i kategorycznie odradzany po deszczu, niebieski i zielony. Wybieramy szlak niebieski z łagodnym zejściem do miasta. W Rabce-Zdroju po posiłku wsiadamy w autobus i udajemy się do Krakowa, kończąc na obecną chwilę przygodę z górami.